Informacje

  • Wszystkie kilometry: 3114.94 km
  • Km w terenie: 895.25 km (28.74%)
  • Czas na rowerze: 6d 08h 21m
  • Prędkość średnia: 20.45 km/h
  • Suma w górę: 5647 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Thaneel.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 3 września 2017 Kategoria Gonitwy

Gogol MTB Stęszew

Nieznana trasa, nieznane otoczenie więc zabawa przednia. Pomomo planu nie udało się zrobić objazdu trasy i trochę po omacku ale z dobrą średnią dojechałem do mety. Awans w Open na 271 miejsce (+23 w górę) a w kategorii M3 o dziwo bez zmian, 117 pozycja. Trasa wytrzymałościowa ponieważ odcinki płaskie, polne i odkryte więc wiatr się dawał we znaki. Kilka błotnych przepraw,
Gogol MTB Steszew

dwa lub trzy ciężkie podjazdy w tym sławny Janosik. Bardzo mało odcinków leśnych więc tak trochę nieswojo. Szczęśliwie dwa dni wcześniej lało porządnie i cały luźny piach trochę się utwardził bo tak to by rzeźnia była. Ten wyścig mimo dobrego czasu zaliczę do mniej komfortowych, jazda bardziej turystyczna. 
Palcem po mapie:
  • DST 26.50km
  • Teren 24.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 24.09km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 Kategoria Samotne

Wszystkiego po trochu...

Plan był pojechać i pojechałem. Trasa miała wstępnie prowadzić Pierścieniem Swarzędza i do Wierzonki od Jeziora przez Garby tak było. Potem odbicie na Mielno i przez puszczę na Dziewiczą Górę szutrówką i powrót przez parking. Na Kicin, Mechowo, troche po okolicznych lasach i powrót do domu.
Palcem po mapie
  • DST 58.70km
  • Teren 52.10km
  • Czas 03:09
  • VAVG 18.63km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 sierpnia 2017 Kategoria Gonitwy

Gogol MTB Pobiedziska + dojazdy

Z racji przebywania w pobliżu Pobiedzisk na Gogola udałem sie rowerem zaliczjąc mały rozjazd. Dzień po moim objeździe trasy organizatorzy postanowili zmienić przebieg z powodu szalejącej niedawno nawałnicy i przeszkód w postaci leżących drzew. Większość trasy jednak pozostała bez zmian a nowe odcinki okazały się przyzwoite. 
Z racji tego, że fragmenty trasy przebiegały po drogach publicznych, start następował w 15 osobowych grupach co 30 sekund. Pierwszy odcinek około 2 km po asfalcie więc dzida. Skręt w pola i szarpanina z wyprzedzaniem kobiet z sektora przede mną. Ścieżka wąska, pokrzywy i krzaki wiec nie było to łatwe. Szczęśliwie na podjazdach panie zsiadały i tam można było Je "pyknąć". Jak już sie ustabilizowała stawka to można było jechać "swoje". Generalnie trasa łatwiejsza niz w Czerwonaku ale bardziej "korzenna". Po połowie przejazdu przede mną przewrócił się zawodnik i tylko dzięki cudowi nie najechałem mu na głowę. Poderwałem przednie koło a On w tym czasie zaczął sie przesuwać na pobocze. Nie wiem czy to poderwanie cos dało ale juz widziałem oczyma wyobraźni jak mu wjeżdżam tylnim na kask. Na szczęście tak się nie stało. Na nieszczęście z kolei lądując trafiłem idealnie w wystający korzeń i przesunęła mi sie gwiazdka w aheadzie powodujac luz w główce. Do mety pozostało około 12 km i juz do końca każda nierówność była odczuwana jak przejazd po kartoflisku. Po dojeździe do mety parę oddechów i powrót na działkę w tempie wygaszającym. 
Po Pobiedziskach awansowałem z 331 na 291 miejsce w open i 114 miejsce w M3 także awans o 40 miejsc jest satysfakcjonujący ale...
Po jakimś czasie okazało się, że były pewne techniczne problemy z pomiarem czasu i wyniki zostały zweryfikowane więc ostatecznie spadłem o trzy miejsca na 294 w open.
W klasyfikacji generalnej w M3 zajmuję 241 (na 430) miejsce z dorobkiem 588,09 punktów.
Palcem po mapach:


  • DST 40.50km
  • Teren 34.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 21.89km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Wyjazd do Imielna

W sobotę wyruszyliśmy w komplecie na działkę do Imielna. Trasa standardowo prowadziła przez Jankowo, Górę, Kociałkową Górkę oraz Zbierkowo. Pogoda sprzyjała, towarzystwo także więc podróz minęła bez utrudnień. Młody zadowolony z roweru na 24 calowych kołach. Jedynie zmiana przełożeń na twardsze z przodu, nastręczałą mu trochę trudności.
Palcem po mapie:


Powrót z działki miał miejsce w niedzielę po obiedzie. Pogoda piękna tylko wiatr tradycyjny trochę spowalniał wycieczkę.
Palcem po mapie:
  • DST 49.30km
  • Teren 27.00km
  • Czas 03:41
  • VAVG 13.38km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Nastroje po okolicy

Ww trójkę po okolicy Swarzędza w celu sprawdzenia ustawień roweru Młodego...
  • DST 9.90km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 11.00km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 sierpnia 2017 Kategoria Samotne

Zapoznanie z Gogolem w Pobiedziskach

Podróż rozpocząłem w towarzystwie żony i syna. W Łowęcinie odłączyłem sie od nich i przez Sarbinowo, Jankowo i Górę dotarłem do skrzyżowania z drogą na Kostrzyn. Tam znajduje się najbliższy punkt trasy mini Gogol MTB. W dół asfaltem i na wzniesieniu w prawo pod kamienistą górką. Potem w lewo (łątwo przeoczyć) i wzdłuż płotu objazd wokół jeziorka. Kilka hopek i wyjazd na parking przy leśniczówce. Potem znów w las i tak aż do prostej przez łąke pod Pobiedziskami. Przy Orlenie kawałek asfaltem i na koniec pomiedzy pokrzywami do mety. Start w ul Klasztorną i po ok 2 km w lewo i pomiedzy kukurydzą a lasem znów w lewo. Klucząc ścieżkami i kałużami, także wzdłuż szumiącego potoku i po pokonaniu kilku podjazdów wyjazd na szutrówkę i nią kawałek w kierunku Zbierkowa. Przed nim w prawo i pośród błota, kałuż, kawałków gałęzi i dziczych wykopów, beztrosko do szutrówki na Kociałkową Górkę (trasa nr 12). Asfaltem w prawo i potem przed jeziorem gdzieś w lewo ale nie wypatrzyłem zjazdu i poza tym zmierzchało a w ciemnym lesie już prawie całkowicie ciemno wiec azymut na dom.
Palcem po mapie:

  • DST 54.80km
  • Teren 46.20km
  • Czas 03:11
  • VAVG 17.21km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Podróż poślubna

Z racji tego, że dzieci nie chciały jechać, wybraliśmy się z żoną na wypad po okolicznych zakamarkach. I tak po uzupełnieniu powietrza w kołach udaliśmy się w dolinę Cybiny, potem pod stromą górkę na Katarzyńską i do Kobylnicy. Tam za Orlenem w las i przecinając szosę na Wierzonkę, lasem do Wierzenicy. Polną drogą na Jankowo i obok Agromy orzez trasę na lotnisko w Ligowcu. Kolejno do Gruszczyna przez tory i zahaczając o Kobylnicę DDRem do domu.
Palcem po mapie:
  • DST 19.60km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 13.21km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

III KMT 500 km

Kórnicki Maraton Turystyczny po raz drugi. 
Tym razem dystans 500 km. Przygotowanie do pokonania pół tysiąca kilometrów na rowerze wyglądało tak, że nasmarowałem napęd, spakowałem co potrzebne, naładowałem Garmina i powerbanki i to wszystko. Żadnych treningów, ćwiczeń czy cokolwiek. Tygodniowy relaks z dziećmi nad jeziorem :-) oraz jazdy do pracy.
Sobota rano, pobudka, śniadanie, spakowanie roweru i w towarzystwie żony ruszamy do Robakowa. Po wypakowaniu, całusie i drobnej regulacji hamulca, udałem się po odbiór GPS. Po przymocowaniu całością ekipy udaliśmy sie na start na kórnickim Rynku. 8:05 start i dzida. Na początku po deklarowanej przez grupę średniej nie było śladu, 33-35 km/h normalnie. Po około 30 km stwierdziłem, że nie ma co sie szarpać bo w takim tempie sił mi na pewno nie starczy. Ze mną odpadł Janek z którym jechaliśmy razem dalej we dwójke w tempie około 30 km/h. Na 47 km przeprawa promowa przez Wartę w miejscowości Pogorzelica. Dalej dzida i na 52 km bonus w postaci podjazdu przed Żerkowem. Około 8%, 1,1 km i 54m w pionie. Średnia tam to około 10 km/h. Za nim już spokojnie. W 90% płaskie lub delikatnie pofałdowne odcinki. W okolicach 120 kilometra stwierdziłem, że mimo zapewnień Jana o spokojnej jeździe, w końcu też mu się udzieliła bakteria cyklozy, zwłaszcza jak dołączył chłopak na szosie. Odkleiłem się od nich i pojechałem swoim "przedziałem komfortu" czyli 15-8 km/h. W taki sposób dotarłem do pierwszego bufetu na 153 km. Zupka i drugie danie dodało sił i po godzince postoju dalej w drogę. Niestety GPS zakaszlał i trochę musiałem zwiedzić Koło zanim wjechałem na ślad. Jak już się odnalazłem to w ciszy i spokoju oraz pełnym słońcu wjechałem w województwo łódzkie na 182 km i obrałem kurs na Kutno. W okolicach 200 km dogoniłem niejakiego Andrzeja z Lublina, który stwierdził, że sam nie chce jechać i pojechaliśmy dalej we dwóch. W Kutnie dołączyli do nas Paweł ze Stęszewa i Robert z Gdyni i w takiej ekipie pojechaliśmy dalej. Po wyjeździe z Kutna na 232 km w miejscowości Franciszków otarliśmy się jednym kołem o granicę woj mazowieckiego i wzdłuż granicy z kuj-pom udaliśmy sie w kierunku Gniezna. 256 km i powrót do wielkopolskiego, po chwili Kłodawa i na pn-zach przez fragment kujawsko-pomorskiego do miejscowości Brdów, gzie czekała druga "micha". Od Kutna stan dróg to jakas masakra. Ja jako jedyny w grupie (i chyba ze wszystkich 500*tek) na mtb miałem dość a co mogli powiedziec szosowcy? Ale trzeba było jechać. Z racji tego, że już słońce dawno zaszło, przeoczyliśmy korytko i musieliśmy 8 km nadgonić. Po pożywnej gulaszowej, kawie i drożdżówce o godz 0:40 ruszyliśmy dalej. Droga prowadziła przez małe miejscowości, które o tej porze wyglądały na wymarłe. W okolicach 320 km Robert złapał gumę więc około 40 minut postoju i 10 min drzemki na schodach wiejskiego sklepu. Dalej w drogę w delikatnym deszczu, który do końca nie mógł sie zdecydować czy padać czy nie. Na 335 km Robert wjechał w dziurę co zaowocowało kolejnym kapciem i wymianą dętki w ciemnym lesie około 2:30 w nocy - klimatycznie. Deszcz stwierdził, że odpuszcza, niebo zaczęło sie przecierać, księżyc mieśmiało zerkać zza chmur i tak mijały kolejne kilometry aż do Lichenia gdzie po zaśnięciu Robert zaliczył glebę. Opuszczając Licheń już wstał dzień. Wcześniej w okolicach Boguszyc dało się zobaczyć oświetloną koparkę czerpakową z pobliskiej kopalni węgla w Kleczewie. Wrażenie niesamowite zwłaszcza w nocy. Wielkość większego bloku osiedlowego i wysokość 7 pięter albo i więcej. Kiedyś tam trzeba w dzień podjechać. Omijając Jezioro Licheńskie malowniczym wałem udaliśmy sie w kierunku Ślesina gdzie na horyzoncie majaczył maszt nadawczy o wysokości 320 m. Na żywo wrażenie robi. Na stacji na wylocie ze Ślesina kawa i śniadanko, nabranie sił i ruszamy. W tym momencie dołączył do nas wiatr, który już nas nie opuścił do końca podrózy czyli przez około 150 km. W drodze do Trzemeszna zatrzymaliśmy sie w miejscowości Orchowo (398 km) gdzie na spotkanie z nami przy markecie wyszła świnka
Swina odido
Spytała jak leci i sobie poszła a my pojechaliśmy na Trzemeszno. Po wjeździe okazało się, że część trasy prowadzi schodami a na ich szczycie wyjechali nam na spotkanie Przemo i Artur z Gniezna. Artur sie tylko przywitał, pogratulował i opuścił nas na stacji benzynowej bo do pracy a Przemo odprowadził nas do Gniezna. Tak minął kolejny, 440 km. Po opuszczeniu Gniezna mała przerwa w Owieczkach i przez Łubowo, znanymi terenami do Pobiedzisk przez Wierzyce mijając po drodze szwagrowski klub miłośników KMT w Imielnie. Z Pobiedzisk na Kostrzyn i ostatnie kilometry w kierunku Robakowa. Na miejsce wjechaliśmy całą czwórką około godziny 16:10. Gdyby wiatr był łaskawszy i towarzystwo bardziej ruchliwe to co najmniej 3 godziny byśmy byli wcześniej ale to tylko nauczka na przyszłość. Tak samo jak 10 litrów Sudokremu bo jednak 30 godzin w siodle to nikt bez otarć nie da rady.
Czas jazdy to 23h10m32s a czas całej wycieczki to 32h04m24s
Spalone kalorie: około 22500
Przewyższenia tylko 920m ale w płaskiej Wlkp to nic nadzwyczajnego
Wypiłem około 17 litrów płynów
Za rok kolejny KMT i kolejne 500. Ultramaratony to jest coś co robi na każdym wrażenie
Palcem po wielkim kawale mapy:
  • DST 502.00km
  • Czas 23:10
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 35.60km/h
  • Kalorie 22500kcal
  • Podjazdy 920m
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 24 lipca 2017 Kategoria Samotne

Żona kazała

  • DST 36.80km
  • Czas 01:37
  • VAVG 22.76km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 lipca 2017 Kategoria Samotne

Szlak mitów i legend powiatu gnieźnieńskiego

Start i meta w Swarzędzu. Plan był typowo dla rowerów asfaltowych. Niestety pierwszy odcinek leśny (świadomie) trafił sie na odcinku Wiktorowo - Graby, kolejny za Skorzęcinem i dość długi fragment niebieskiego szlaku pomiedzy miejscowościami Gaj i Lubochnia (z małym wyjątkiem asfaltowym w okolicach Piasek). Po popasie przy sklepie Społem w Gnieźnie wypad na obrzeża i od tamtej pory wiatr skutecznie studził czoło a czasami nawet natarczywie i irytująco. Okolice Kłecka to istna sawanna z podmuchami. Trochę sie uspokoiło w lasach pomiedzy Gorzuchowem a Pobiedziskami i od nich do samego Swarzędza konkretny wmordewind. Na wietrznych odcinkach śrdnia spadła z 26 na 23 km/h.
Teraz opis szlaku:

Punkt startu na swarzędzkim rynku, przez Kostrzyn i Czerniejewo do pierwszej legendy jaką jest smok w Drachowie:

"Nazwa miejscowości wywodzi się od niemieckiego Drachenberg i oznacza Smocze Wzgórze. Miejscowość także jest jednym z miejsc szlaku powiatu gnieźnieńskiego dotyczącego lokalnych mitów i legend. Lokalna legenda głosi, że na wzgórzu, we wsi Drachowo, żył trójgłowy smok. Poczwara budziła grozę wśród lokalnej społeczności gdyż porywała ludzi i bydło a zaklęcia i czary wiedźminów nie pomagały. Gdy wydawało się, że nikt nie poradzi smokowi, sposób na niego znalazł bartnik. Udał się do smoczej jamy z baraniną i wódką zaprawioną miodem. Smok najpierw zakosztował baraniny potem wódki, która tak mu smakowała, że legł szybko znużony do swojej jamy, a na drugi dzień smok już nie miał siły napadać na ludzi i bydło. Bartnik przy pomocy wieśniaków codziennie serwował smokowi zakrapianą kolację, co jak łatwo się domyślić doprowadziło do rychłej śmierci smoka w skutek przepicia. Legenda głosi, że gdzieś tutaj powinny znajdować się jakieś kości smoka a być może nawet jego zęby."
Drachowo

Kilka kilometrów dalej w kierunku wschodnim znajduje sie Małachowo Złych Miejsc ze swoją Izydą:

"Małachowo-Złych Miejsc jest jedyną miejscowością w Polsce o takiej nazwie, prawdopodobnie jej nazwa związana jest z duchem złego hrabiego która krąży po okolicach a zginął gdy próbował wyciągnąć karetę z błota. W miejscowości tej odkryto niezwykłe znalezisko w latach 1860-1861 w sposób zupełnie przypadkowy, przy sypaniu kopca na ziemniaki odnaleziono brązową figurkę Izydy, która przypomnijmy wywodzi się z Egiptu.
Izyda była oczywiście władczynią zarówno ziemi jak i nieba, była wcieleniem Wielkiej Macierzy, a w mitologi greckiej nazywana była boginią Demeter. Izyda była córką bogini Nut i boga Geba, siostrą i żoną Ozyrysa, którego uśmiercił Set ale Izydzie udało się przywrócić go do życia. Razem z synem Horusem byli potęgą bogów Egiptu. Pomnik w Małachowie przedstawia Izydę z małym dzieckiem, gdyż Izyda była bogiem płodności i często przedstawiano ją jako niewiastę karmiącą dziecko lub trzymającą na kolanach, stąd porównywano ją z Maryją"

Małąchowo

Ostatnim punktem najbardziej na wschód wysuniętym jest Skorzęcin oraz pomnik ku czci królewskiego leśniczego Paula Redlich'a za którego rządów lasy skorzęcińskie należały do najpiękniejszych i najbardziej dorodnych w okolicy. Z tego też powodu po śmierci, mieszkańcy posadzili przy Jego grobie pięć daglezji, które do dnia dzisiejszego królują nad drzewostanem okolicy.
Skorzecin

Kolejne miejsce to oddalone o około 30 km na północ Modliszewo i tam głównym bohaterem jest zbój Maciej:

"W dawnych czasach za panowania Władysława Łokietka, w okolicach Gniezna grasował rabuś nad rabusiami zwany Maciejem, łupił on kupców co podążali do Gniezna, był tak pewny swego, że nie miał kamratów do pomocy i sam zbójował po okolicach. Jego dobra passa skończyła się gdy napadł na kupców wiozących wino ze słonecznej Italii. Pochwalili się Maciejowi, że wiozą przednie wino, które Maciejowi tak smakowało, że zasnął zmroczony, kupcy czym prędzej uciekli do Gniezna, gdzie wszystko opowiedzieli sędziemu, ten wzburzony zaczął szukać Macieja, który do tej pory był dla niego nieuchwytny. Tym razem nie musieli go szukać długo, gdyż spał pod drzewem niedaleko leśniczówki Koreczno i tak kariera zbója Macieja z Modliszewa się skończyła"
Modliszewo

Z Modliszewa w kierunku północno wschodnim znajduje się miejscowość Gorzuchowo w okolicach której spalono na stosach młode zielarki, które stały się także bohaterkami filmu dokumentalnego https://www.youtube.com/watch?v=yWjGibpbKTs

"Ówcześni właściciele Gorzuchowa - bracia: Bartłomiej, Jan i Tomasz Szeliscy - zgodnie twierdzili, że w ich majątku mieszkają czarownice. Oskarżenie o czary padło na dziesięć kobiet: Petronelę Kusiewę i jej córkę Reginę Kusiównę, Maryjannę owczarkę i jej córkę Katarzynę, Reginę Śraminę, Małgorzatę Błachową, Zofię Szymkową, Katarzynę dziewkę, Piechową Banaszkę oraz starą Dorotę dziewkę pańską. Czym tak naprawdę naraziły się panom te zwyczajne wiejskie kobiety do końca nie wiadomo. Jedni mówią, że na ich widok spłoszył się koń jednego z Szeliskich. Drudzy twierdzą, że kobiety pomawiano o klęski i nieurodzaje. Jeszcze inni za powód oskarżenia podają zemstę jednego z braci. Podobno był wielkim kobieciarzem, a gorzuchowianki nie dały mu się uwieść. Istnieje prawdopodobieństwo, że nieszczęsne zajmowały się ziołolecznictwem, co mogło budzić wśród miejscowej społeczności wiele obaw. W tamtych czasach zbieranie ziół kojarzono z magią i warzeniem trujących eliksirów.
Na nic poszły zapewnienia oskarżonych o własnej niewinności. Szeliscy trwali przy swoim, uparcie posądzali kobiety o diabelskie praktyki i zawiadomili o rzekomych przestępstwach sąd grodzki w Gnieźnie. Ten jednak rzecz zbagatelizował, więc oburzeni dziedzice udali się ze skargą do sądu w Pobiedziskach, który również oddalił sprawę. To jeszcze bardziej rozsierdziło braci i przysięgli sobie, że nie odpuszczą gorzuchowskim czarownicom.
Oskarżenie zgłosili w sądzie w Kiszkowie, który mając prawo miecza, zajął się sprawą i rozpoczął śledztwo. Przesłuchano świadków i same oskarżone, ale że niebogi nie przyznawały się do zarzucanych im czynów, sąd zarządził ciężkie tortury. Ku uciesze zatwardziałych panów Gorzuchowa, po trzykrotnie zadawanych cierpieniach, oskarżone przyznały się, że „są w związku z diabłem i chodzą na Łysą Górę w brzezinie wilkowyjskiej będącą”. W księdze sądowej zapisano również, że „czarownice zapomniawszy bojaźni Boskiej i przykazań Jego oraz artykułów świętej wiary katolickiej a przywiązawszy się do czarta, którego się na chrzcie wyrzekły i onego sobie do niegodziwych akcyi i niecnót swoich, które czyniły za pomocnika przybrawszy (...) Najświętsze Sakramenta po kościołach kradły, na proszki paliły, po różnych chlewach i różnych miejscach nieuczciwych siekły, krew Przenajświętszą z komunikantów, raz na okup ludzkiego narodu przez Zbawiciela świata wylaną, drugi raz toczyły, różne Inkantacyje i czary z proszków kobylich łbów, żmijów, wężów i wilczej łapy, którą w Zakrzewie z zabitego wilka urżnęły, palonych na wyniszczenie ludzi i bydła czyniły i po różnych miejscach zakopywały i zakładały, komunikanty dwa w szkapiej głowie pod wschodami we dworze, drugie dwa pod progiem idąc do stołowej izby zakopały i inne niegodziwe akcyje z obrazą majestatu Boskiego szkodliwe zdrowiu ludzkiemu i dobytkom ich bezbożnie czyniły i spełniły.”
No cóż, gdyby tak wziąć na tortury samych Szeliskich, kto wie do czego by się przyznali…
Wyrok
Włodarze Gorzuchowa byli wreszcie zadowoleni. Oto - w obecności wójta Kiszkowa i przewodniczącego sądu w jednej osobie - Jana Orbińskiego, sędziów: Walentego Królewskiego, Antoniego Jaroszkiewicza i Jana Czosnakowicza oraz świadków: pracowitego Macieja parobka, pracowitego Walentego, szlachetnie urodzonego pana Jaranowskiego, pracowitego Jana i pana Dudowicza - oskarżone przyznały się do winy. Teraz miała spotkać je „zasłużona” kara.
A wyrok w owych czasach był oczywisty. Wszystkie oskarżone, bez wyjątku, skazano na „śmierć ogniową” poprzez spalenie na stosie. Wśród nich była mała, niespełna trzynastoletnia, dziewczynka.
Straszny był to wyrok i bezlitosny. Jego wykonaniu chciał podobno zapobiec proboszcz kłecki - ksiądz Przedziński, ale spóźnił się i egzekucja niestety doszła do skutku. W 1776 roku sejm Rzeczypospolitej zakazał stosowania kary śmierci w procesach o czary. Gorzuchowianki nie miały szczęścia - wyrok na nich wykonano 15 lat przed tym zarządzeniem.
Kuś
Miejsce spalenia czarownic mieszkańcy nazwali Kuś. Czy nazwa ta wywodzi się od nazwisk umęczonych i spalonych tam Petroneli Kusiewy i jej córki Reginy Kusiówny; czy od słowa „kusić” - tego nie wiadomo. Zwolenników tej drugiej wersji etymologicznej było wielu. Co jakiś czas dochodziły bowiem słuchy o dziwnych rzeczach, które się tu działy. Ponoć do dziś mają tam miejsce niewytłumaczalne zjawiska. A to w przylegającym lasku traktor się psuje ni stąd ni zowąd, a to ktoś widział tam dziwną postać w białej szacie…
W tym tragicznym miejsce ludzie ze wsi posadzili krzew szakłak. Dziś już go nie ma, ale rosną tu sosny tworzące tajemniczy krąg. Kiedyś sosen było dziesięć, co chyba nie jest przypadkowe - tyle właśnie było tych nieszczęśliwych „czarownic”. Trzy drzewka jednak nie przetrwały i sosen jest już tylko siedem."
Gorzuchowo

Ostatnim miejscem na liście jest karczmarz z Waliszewa:

"Według legendy miejscowy karczmarz zabijał i okradał bogatszych gości, a ciała zakopywał niedaleko karczmy. Dowodem na to miały być znajdowane w pobliżu ludzkie kości. W rzeczywistości były to kości znacznie starsze, gdyż istniało tutaj prehistoryczne cmentarzysko"
Waliszewo

Wszelkie opisy mitów i legend pochodzą ze stron:
www.polskaniezwykla.pl
oraz 
www.wielkopolska-country.pl

Zdjęcia i komentarze mojego autorstwa.

Odległości pomiędzy poszczególnymi punktami trasy:
Swarzędz > Drachowo (+44km) > Małachowo(+6km) > Skorzęcin (+10km) > Modliszewo (+29km) > Gorzuchowo (+20km) > Waliszewo (+8km) > Swarzędz (+33km)
Palcem po mapie:

  • DST 150.40km
  • Teren 24.10km
  • Czas 06:30
  • VAVG 23.14km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 2854kcal
  • Podjazdy 1051m
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl