Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2017
Dystans całkowity: | 734.80 km (w terenie 182.30 km; 24.81%) |
Czas w ruchu: | 37:25 |
Średnia prędkość: | 19.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 35.60 km/h |
Suma podjazdów: | 920 m |
Suma kalorii: | 22500 kcal |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 104.97 km i 5h 20m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017
Kategoria Samotne
Wszystkiego po trochu...
Plan był pojechać i pojechałem. Trasa miała wstępnie prowadzić Pierścieniem Swarzędza i do Wierzonki od Jeziora przez Garby tak było. Potem odbicie na Mielno i przez puszczę na Dziewiczą Górę szutrówką i powrót przez parking. Na Kicin, Mechowo, troche po okolicznych lasach i powrót do domu.
Palcem po mapie
Palcem po mapie
- DST 58.70km
- Teren 52.10km
- Czas 03:09
- VAVG 18.63km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 sierpnia 2017
Kategoria Gonitwy
Gogol MTB Pobiedziska + dojazdy
Z racji przebywania w pobliżu Pobiedzisk na Gogola udałem sie rowerem zaliczjąc mały rozjazd. Dzień po moim objeździe trasy organizatorzy postanowili zmienić przebieg z powodu szalejącej niedawno nawałnicy i przeszkód w postaci leżących drzew. Większość trasy jednak pozostała bez zmian a nowe odcinki okazały się przyzwoite.
Z racji tego, że fragmenty trasy przebiegały po drogach publicznych, start następował w 15 osobowych grupach co 30 sekund. Pierwszy odcinek około 2 km po asfalcie więc dzida. Skręt w pola i szarpanina z wyprzedzaniem kobiet z sektora przede mną. Ścieżka wąska, pokrzywy i krzaki wiec nie było to łatwe. Szczęśliwie na podjazdach panie zsiadały i tam można było Je "pyknąć". Jak już sie ustabilizowała stawka to można było jechać "swoje". Generalnie trasa łatwiejsza niz w Czerwonaku ale bardziej "korzenna". Po połowie przejazdu przede mną przewrócił się zawodnik i tylko dzięki cudowi nie najechałem mu na głowę. Poderwałem przednie koło a On w tym czasie zaczął sie przesuwać na pobocze. Nie wiem czy to poderwanie cos dało ale juz widziałem oczyma wyobraźni jak mu wjeżdżam tylnim na kask. Na szczęście tak się nie stało. Na nieszczęście z kolei lądując trafiłem idealnie w wystający korzeń i przesunęła mi sie gwiazdka w aheadzie powodujac luz w główce. Do mety pozostało około 12 km i juz do końca każda nierówność była odczuwana jak przejazd po kartoflisku. Po dojeździe do mety parę oddechów i powrót na działkę w tempie wygaszającym.
Po Pobiedziskach awansowałem z 331 na 291 miejsce w open i 114 miejsce w M3 także awans o 40 miejsc jest satysfakcjonujący ale...
Po jakimś czasie okazało się, że były pewne techniczne problemy z pomiarem czasu i wyniki zostały zweryfikowane więc ostatecznie spadłem o trzy miejsca na 294 w open.
W klasyfikacji generalnej w M3 zajmuję 241 (na 430) miejsce z dorobkiem 588,09 punktów.
Palcem po mapach:
Z racji tego, że fragmenty trasy przebiegały po drogach publicznych, start następował w 15 osobowych grupach co 30 sekund. Pierwszy odcinek około 2 km po asfalcie więc dzida. Skręt w pola i szarpanina z wyprzedzaniem kobiet z sektora przede mną. Ścieżka wąska, pokrzywy i krzaki wiec nie było to łatwe. Szczęśliwie na podjazdach panie zsiadały i tam można było Je "pyknąć". Jak już sie ustabilizowała stawka to można było jechać "swoje". Generalnie trasa łatwiejsza niz w Czerwonaku ale bardziej "korzenna". Po połowie przejazdu przede mną przewrócił się zawodnik i tylko dzięki cudowi nie najechałem mu na głowę. Poderwałem przednie koło a On w tym czasie zaczął sie przesuwać na pobocze. Nie wiem czy to poderwanie cos dało ale juz widziałem oczyma wyobraźni jak mu wjeżdżam tylnim na kask. Na szczęście tak się nie stało. Na nieszczęście z kolei lądując trafiłem idealnie w wystający korzeń i przesunęła mi sie gwiazdka w aheadzie powodujac luz w główce. Do mety pozostało około 12 km i juz do końca każda nierówność była odczuwana jak przejazd po kartoflisku. Po dojeździe do mety parę oddechów i powrót na działkę w tempie wygaszającym.
Po Pobiedziskach awansowałem z 331 na 291 miejsce w open i 114 miejsce w M3 także awans o 40 miejsc jest satysfakcjonujący ale...
Po jakimś czasie okazało się, że były pewne techniczne problemy z pomiarem czasu i wyniki zostały zweryfikowane więc ostatecznie spadłem o trzy miejsca na 294 w open.
W klasyfikacji generalnej w M3 zajmuję 241 (na 430) miejsce z dorobkiem 588,09 punktów.
Palcem po mapach:
- DST 40.50km
- Teren 34.00km
- Czas 01:51
- VAVG 21.89km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 sierpnia 2017
Kategoria Grupowe
Wyjazd do Imielna
W sobotę wyruszyliśmy w komplecie na działkę do Imielna. Trasa standardowo prowadziła przez Jankowo, Górę, Kociałkową Górkę oraz Zbierkowo. Pogoda sprzyjała, towarzystwo także więc podróz minęła bez utrudnień. Młody zadowolony z roweru na 24 calowych kołach. Jedynie zmiana przełożeń na twardsze z przodu, nastręczałą mu trochę trudności.
Palcem po mapie:
Powrót z działki miał miejsce w niedzielę po obiedzie. Pogoda piękna tylko wiatr tradycyjny trochę spowalniał wycieczkę.
Palcem po mapie:
Palcem po mapie:
Powrót z działki miał miejsce w niedzielę po obiedzie. Pogoda piękna tylko wiatr tradycyjny trochę spowalniał wycieczkę.
Palcem po mapie:
- DST 49.30km
- Teren 27.00km
- Czas 03:41
- VAVG 13.38km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 sierpnia 2017
Kategoria Grupowe
Nastroje po okolicy
Ww trójkę po okolicy Swarzędza w celu sprawdzenia ustawień roweru Młodego...
- DST 9.90km
- Teren 8.00km
- Czas 00:54
- VAVG 11.00km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 sierpnia 2017
Kategoria Samotne
Zapoznanie z Gogolem w Pobiedziskach
Podróż rozpocząłem w towarzystwie żony i syna. W Łowęcinie odłączyłem sie od nich i przez Sarbinowo, Jankowo i Górę dotarłem do skrzyżowania z drogą na Kostrzyn. Tam znajduje się najbliższy punkt trasy mini Gogol MTB. W dół asfaltem i na wzniesieniu w prawo pod kamienistą górką. Potem w lewo (łątwo przeoczyć) i wzdłuż płotu objazd wokół jeziorka. Kilka hopek i wyjazd na parking przy leśniczówce. Potem znów w las i tak aż do prostej przez łąke pod Pobiedziskami. Przy Orlenie kawałek asfaltem i na koniec pomiedzy pokrzywami do mety. Start w ul Klasztorną i po ok 2 km w lewo i pomiedzy kukurydzą a lasem znów w lewo. Klucząc ścieżkami i kałużami, także wzdłuż szumiącego potoku i po pokonaniu kilku podjazdów wyjazd na szutrówkę i nią kawałek w kierunku Zbierkowa. Przed nim w prawo i pośród błota, kałuż, kawałków gałęzi i dziczych wykopów, beztrosko do szutrówki na Kociałkową Górkę (trasa nr 12). Asfaltem w prawo i potem przed jeziorem gdzieś w lewo ale nie wypatrzyłem zjazdu i poza tym zmierzchało a w ciemnym lesie już prawie całkowicie ciemno wiec azymut na dom.
Palcem po mapie:
Palcem po mapie:
- DST 54.80km
- Teren 46.20km
- Czas 03:11
- VAVG 17.21km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2017
Kategoria Grupowe
Podróż poślubna
Z racji tego, że dzieci nie chciały jechać, wybraliśmy się z żoną na wypad po okolicznych zakamarkach. I tak po uzupełnieniu powietrza w kołach udaliśmy się w dolinę Cybiny, potem pod stromą górkę na Katarzyńską i do Kobylnicy. Tam za Orlenem w las i przecinając szosę na Wierzonkę, lasem do Wierzenicy. Polną drogą na Jankowo i obok Agromy orzez trasę na lotnisko w Ligowcu. Kolejno do Gruszczyna przez tory i zahaczając o Kobylnicę DDRem do domu.
Palcem po mapie:
Palcem po mapie:
- DST 19.60km
- Teren 15.00km
- Czas 01:29
- VAVG 13.21km/h
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 sierpnia 2017
Kategoria Grupowe
III KMT 500 km
Kórnicki Maraton Turystyczny po raz drugi.
Tym razem dystans 500 km. Przygotowanie do pokonania pół tysiąca kilometrów na rowerze wyglądało tak, że nasmarowałem napęd, spakowałem co potrzebne, naładowałem Garmina i powerbanki i to wszystko. Żadnych treningów, ćwiczeń czy cokolwiek. Tygodniowy relaks z dziećmi nad jeziorem :-) oraz jazdy do pracy.
Sobota rano, pobudka, śniadanie, spakowanie roweru i w towarzystwie żony ruszamy do Robakowa. Po wypakowaniu, całusie i drobnej regulacji hamulca, udałem się po odbiór GPS. Po przymocowaniu całością ekipy udaliśmy sie na start na kórnickim Rynku. 8:05 start i dzida. Na początku po deklarowanej przez grupę średniej nie było śladu, 33-35 km/h normalnie. Po około 30 km stwierdziłem, że nie ma co sie szarpać bo w takim tempie sił mi na pewno nie starczy. Ze mną odpadł Janek z którym jechaliśmy razem dalej we dwójke w tempie około 30 km/h. Na 47 km przeprawa promowa przez Wartę w miejscowości Pogorzelica. Dalej dzida i na 52 km bonus w postaci podjazdu przed Żerkowem. Około 8%, 1,1 km i 54m w pionie. Średnia tam to około 10 km/h. Za nim już spokojnie. W 90% płaskie lub delikatnie pofałdowne odcinki. W okolicach 120 kilometra stwierdziłem, że mimo zapewnień Jana o spokojnej jeździe, w końcu też mu się udzieliła bakteria cyklozy, zwłaszcza jak dołączył chłopak na szosie. Odkleiłem się od nich i pojechałem swoim "przedziałem komfortu" czyli 15-8 km/h. W taki sposób dotarłem do pierwszego bufetu na 153 km. Zupka i drugie danie dodało sił i po godzince postoju dalej w drogę. Niestety GPS zakaszlał i trochę musiałem zwiedzić Koło zanim wjechałem na ślad. Jak już się odnalazłem to w ciszy i spokoju oraz pełnym słońcu wjechałem w województwo łódzkie na 182 km i obrałem kurs na Kutno. W okolicach 200 km dogoniłem niejakiego Andrzeja z Lublina, który stwierdził, że sam nie chce jechać i pojechaliśmy dalej we dwóch. W Kutnie dołączyli do nas Paweł ze Stęszewa i Robert z Gdyni i w takiej ekipie pojechaliśmy dalej. Po wyjeździe z Kutna na 232 km w miejscowości Franciszków otarliśmy się jednym kołem o granicę woj mazowieckiego i wzdłuż granicy z kuj-pom udaliśmy sie w kierunku Gniezna. 256 km i powrót do wielkopolskiego, po chwili Kłodawa i na pn-zach przez fragment kujawsko-pomorskiego do miejscowości Brdów, gzie czekała druga "micha". Od Kutna stan dróg to jakas masakra. Ja jako jedyny w grupie (i chyba ze wszystkich 500*tek) na mtb miałem dość a co mogli powiedziec szosowcy? Ale trzeba było jechać. Z racji tego, że już słońce dawno zaszło, przeoczyliśmy korytko i musieliśmy 8 km nadgonić. Po pożywnej gulaszowej, kawie i drożdżówce o godz 0:40 ruszyliśmy dalej. Droga prowadziła przez małe miejscowości, które o tej porze wyglądały na wymarłe. W okolicach 320 km Robert złapał gumę więc około 40 minut postoju i 10 min drzemki na schodach wiejskiego sklepu. Dalej w drogę w delikatnym deszczu, który do końca nie mógł sie zdecydować czy padać czy nie. Na 335 km Robert wjechał w dziurę co zaowocowało kolejnym kapciem i wymianą dętki w ciemnym lesie około 2:30 w nocy - klimatycznie. Deszcz stwierdził, że odpuszcza, niebo zaczęło sie przecierać, księżyc mieśmiało zerkać zza chmur i tak mijały kolejne kilometry aż do Lichenia gdzie po zaśnięciu Robert zaliczył glebę. Opuszczając Licheń już wstał dzień. Wcześniej w okolicach Boguszyc dało się zobaczyć oświetloną koparkę czerpakową z pobliskiej kopalni węgla w Kleczewie. Wrażenie niesamowite zwłaszcza w nocy. Wielkość większego bloku osiedlowego i wysokość 7 pięter albo i więcej. Kiedyś tam trzeba w dzień podjechać. Omijając Jezioro Licheńskie malowniczym wałem udaliśmy sie w kierunku Ślesina gdzie na horyzoncie majaczył maszt nadawczy o wysokości 320 m. Na żywo wrażenie robi. Na stacji na wylocie ze Ślesina kawa i śniadanko, nabranie sił i ruszamy. W tym momencie dołączył do nas wiatr, który już nas nie opuścił do końca podrózy czyli przez około 150 km. W drodze do Trzemeszna zatrzymaliśmy sie w miejscowości Orchowo (398 km) gdzie na spotkanie z nami przy markecie wyszła świnka

Spytała jak leci i sobie poszła a my pojechaliśmy na Trzemeszno. Po wjeździe okazało się, że część trasy prowadzi schodami a na ich szczycie wyjechali nam na spotkanie Przemo i Artur z Gniezna. Artur sie tylko przywitał, pogratulował i opuścił nas na stacji benzynowej bo do pracy a Przemo odprowadził nas do Gniezna. Tak minął kolejny, 440 km. Po opuszczeniu Gniezna mała przerwa w Owieczkach i przez Łubowo, znanymi terenami do Pobiedzisk przez Wierzyce mijając po drodze szwagrowski klub miłośników KMT w Imielnie. Z Pobiedzisk na Kostrzyn i ostatnie kilometry w kierunku Robakowa. Na miejsce wjechaliśmy całą czwórką około godziny 16:10. Gdyby wiatr był łaskawszy i towarzystwo bardziej ruchliwe to co najmniej 3 godziny byśmy byli wcześniej ale to tylko nauczka na przyszłość. Tak samo jak 10 litrów Sudokremu bo jednak 30 godzin w siodle to nikt bez otarć nie da rady.
Czas jazdy to 23h10m32s a czas całej wycieczki to 32h04m24s
Spalone kalorie: około 22500
Przewyższenia tylko 920m ale w płaskiej Wlkp to nic nadzwyczajnego
Wypiłem około 17 litrów płynów
Za rok kolejny KMT i kolejne 500. Ultramaratony to jest coś co robi na każdym wrażenie
Palcem po wielkim kawale mapy:
Tym razem dystans 500 km. Przygotowanie do pokonania pół tysiąca kilometrów na rowerze wyglądało tak, że nasmarowałem napęd, spakowałem co potrzebne, naładowałem Garmina i powerbanki i to wszystko. Żadnych treningów, ćwiczeń czy cokolwiek. Tygodniowy relaks z dziećmi nad jeziorem :-) oraz jazdy do pracy.
Sobota rano, pobudka, śniadanie, spakowanie roweru i w towarzystwie żony ruszamy do Robakowa. Po wypakowaniu, całusie i drobnej regulacji hamulca, udałem się po odbiór GPS. Po przymocowaniu całością ekipy udaliśmy sie na start na kórnickim Rynku. 8:05 start i dzida. Na początku po deklarowanej przez grupę średniej nie było śladu, 33-35 km/h normalnie. Po około 30 km stwierdziłem, że nie ma co sie szarpać bo w takim tempie sił mi na pewno nie starczy. Ze mną odpadł Janek z którym jechaliśmy razem dalej we dwójke w tempie około 30 km/h. Na 47 km przeprawa promowa przez Wartę w miejscowości Pogorzelica. Dalej dzida i na 52 km bonus w postaci podjazdu przed Żerkowem. Około 8%, 1,1 km i 54m w pionie. Średnia tam to około 10 km/h. Za nim już spokojnie. W 90% płaskie lub delikatnie pofałdowne odcinki. W okolicach 120 kilometra stwierdziłem, że mimo zapewnień Jana o spokojnej jeździe, w końcu też mu się udzieliła bakteria cyklozy, zwłaszcza jak dołączył chłopak na szosie. Odkleiłem się od nich i pojechałem swoim "przedziałem komfortu" czyli 15-8 km/h. W taki sposób dotarłem do pierwszego bufetu na 153 km. Zupka i drugie danie dodało sił i po godzince postoju dalej w drogę. Niestety GPS zakaszlał i trochę musiałem zwiedzić Koło zanim wjechałem na ślad. Jak już się odnalazłem to w ciszy i spokoju oraz pełnym słońcu wjechałem w województwo łódzkie na 182 km i obrałem kurs na Kutno. W okolicach 200 km dogoniłem niejakiego Andrzeja z Lublina, który stwierdził, że sam nie chce jechać i pojechaliśmy dalej we dwóch. W Kutnie dołączyli do nas Paweł ze Stęszewa i Robert z Gdyni i w takiej ekipie pojechaliśmy dalej. Po wyjeździe z Kutna na 232 km w miejscowości Franciszków otarliśmy się jednym kołem o granicę woj mazowieckiego i wzdłuż granicy z kuj-pom udaliśmy sie w kierunku Gniezna. 256 km i powrót do wielkopolskiego, po chwili Kłodawa i na pn-zach przez fragment kujawsko-pomorskiego do miejscowości Brdów, gzie czekała druga "micha". Od Kutna stan dróg to jakas masakra. Ja jako jedyny w grupie (i chyba ze wszystkich 500*tek) na mtb miałem dość a co mogli powiedziec szosowcy? Ale trzeba było jechać. Z racji tego, że już słońce dawno zaszło, przeoczyliśmy korytko i musieliśmy 8 km nadgonić. Po pożywnej gulaszowej, kawie i drożdżówce o godz 0:40 ruszyliśmy dalej. Droga prowadziła przez małe miejscowości, które o tej porze wyglądały na wymarłe. W okolicach 320 km Robert złapał gumę więc około 40 minut postoju i 10 min drzemki na schodach wiejskiego sklepu. Dalej w drogę w delikatnym deszczu, który do końca nie mógł sie zdecydować czy padać czy nie. Na 335 km Robert wjechał w dziurę co zaowocowało kolejnym kapciem i wymianą dętki w ciemnym lesie około 2:30 w nocy - klimatycznie. Deszcz stwierdził, że odpuszcza, niebo zaczęło sie przecierać, księżyc mieśmiało zerkać zza chmur i tak mijały kolejne kilometry aż do Lichenia gdzie po zaśnięciu Robert zaliczył glebę. Opuszczając Licheń już wstał dzień. Wcześniej w okolicach Boguszyc dało się zobaczyć oświetloną koparkę czerpakową z pobliskiej kopalni węgla w Kleczewie. Wrażenie niesamowite zwłaszcza w nocy. Wielkość większego bloku osiedlowego i wysokość 7 pięter albo i więcej. Kiedyś tam trzeba w dzień podjechać. Omijając Jezioro Licheńskie malowniczym wałem udaliśmy sie w kierunku Ślesina gdzie na horyzoncie majaczył maszt nadawczy o wysokości 320 m. Na żywo wrażenie robi. Na stacji na wylocie ze Ślesina kawa i śniadanko, nabranie sił i ruszamy. W tym momencie dołączył do nas wiatr, który już nas nie opuścił do końca podrózy czyli przez około 150 km. W drodze do Trzemeszna zatrzymaliśmy sie w miejscowości Orchowo (398 km) gdzie na spotkanie z nami przy markecie wyszła świnka

Spytała jak leci i sobie poszła a my pojechaliśmy na Trzemeszno. Po wjeździe okazało się, że część trasy prowadzi schodami a na ich szczycie wyjechali nam na spotkanie Przemo i Artur z Gniezna. Artur sie tylko przywitał, pogratulował i opuścił nas na stacji benzynowej bo do pracy a Przemo odprowadził nas do Gniezna. Tak minął kolejny, 440 km. Po opuszczeniu Gniezna mała przerwa w Owieczkach i przez Łubowo, znanymi terenami do Pobiedzisk przez Wierzyce mijając po drodze szwagrowski klub miłośników KMT w Imielnie. Z Pobiedzisk na Kostrzyn i ostatnie kilometry w kierunku Robakowa. Na miejsce wjechaliśmy całą czwórką około godziny 16:10. Gdyby wiatr był łaskawszy i towarzystwo bardziej ruchliwe to co najmniej 3 godziny byśmy byli wcześniej ale to tylko nauczka na przyszłość. Tak samo jak 10 litrów Sudokremu bo jednak 30 godzin w siodle to nikt bez otarć nie da rady.
Czas jazdy to 23h10m32s a czas całej wycieczki to 32h04m24s
Spalone kalorie: około 22500
Przewyższenia tylko 920m ale w płaskiej Wlkp to nic nadzwyczajnego
Wypiłem około 17 litrów płynów
Za rok kolejny KMT i kolejne 500. Ultramaratony to jest coś co robi na każdym wrażenie
Palcem po wielkim kawale mapy:
- DST 502.00km
- Czas 23:10
- VAVG 21.67km/h
- VMAX 35.60km/h
- Kalorie 22500kcal
- Podjazdy 920m
- Sprzęt Maxim MS 3.6
- Aktywność Jazda na rowerze