Informacje

  • Wszystkie kilometry: 3114.94 km
  • Km w terenie: 895.25 km (28.74%)
  • Czas na rowerze: 6d 08h 21m
  • Prędkość średnia: 20.45 km/h
  • Suma w górę: 5647 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Thaneel.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Grupowe

Dystans całkowity:1167.02 km (w terenie 287.15 km; 24.61%)
Czas w ruchu:61:05
Średnia prędkość:19.11 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Suma podjazdów:1165 m
Suma kalorii:23957 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:83.36 km i 4h 21m
Więcej statystyk
Niedziela, 20 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Wyjazd do Imielna

W sobotę wyruszyliśmy w komplecie na działkę do Imielna. Trasa standardowo prowadziła przez Jankowo, Górę, Kociałkową Górkę oraz Zbierkowo. Pogoda sprzyjała, towarzystwo także więc podróz minęła bez utrudnień. Młody zadowolony z roweru na 24 calowych kołach. Jedynie zmiana przełożeń na twardsze z przodu, nastręczałą mu trochę trudności.
Palcem po mapie:


Powrót z działki miał miejsce w niedzielę po obiedzie. Pogoda piękna tylko wiatr tradycyjny trochę spowalniał wycieczkę.
Palcem po mapie:
  • DST 49.30km
  • Teren 27.00km
  • Czas 03:41
  • VAVG 13.38km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Nastroje po okolicy

Ww trójkę po okolicy Swarzędza w celu sprawdzenia ustawień roweru Młodego...
  • DST 9.90km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 11.00km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

Podróż poślubna

Z racji tego, że dzieci nie chciały jechać, wybraliśmy się z żoną na wypad po okolicznych zakamarkach. I tak po uzupełnieniu powietrza w kołach udaliśmy się w dolinę Cybiny, potem pod stromą górkę na Katarzyńską i do Kobylnicy. Tam za Orlenem w las i przecinając szosę na Wierzonkę, lasem do Wierzenicy. Polną drogą na Jankowo i obok Agromy orzez trasę na lotnisko w Ligowcu. Kolejno do Gruszczyna przez tory i zahaczając o Kobylnicę DDRem do domu.
Palcem po mapie:
  • DST 19.60km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 13.21km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 sierpnia 2017 Kategoria Grupowe

III KMT 500 km

Kórnicki Maraton Turystyczny po raz drugi. 
Tym razem dystans 500 km. Przygotowanie do pokonania pół tysiąca kilometrów na rowerze wyglądało tak, że nasmarowałem napęd, spakowałem co potrzebne, naładowałem Garmina i powerbanki i to wszystko. Żadnych treningów, ćwiczeń czy cokolwiek. Tygodniowy relaks z dziećmi nad jeziorem :-) oraz jazdy do pracy.
Sobota rano, pobudka, śniadanie, spakowanie roweru i w towarzystwie żony ruszamy do Robakowa. Po wypakowaniu, całusie i drobnej regulacji hamulca, udałem się po odbiór GPS. Po przymocowaniu całością ekipy udaliśmy sie na start na kórnickim Rynku. 8:05 start i dzida. Na początku po deklarowanej przez grupę średniej nie było śladu, 33-35 km/h normalnie. Po około 30 km stwierdziłem, że nie ma co sie szarpać bo w takim tempie sił mi na pewno nie starczy. Ze mną odpadł Janek z którym jechaliśmy razem dalej we dwójke w tempie około 30 km/h. Na 47 km przeprawa promowa przez Wartę w miejscowości Pogorzelica. Dalej dzida i na 52 km bonus w postaci podjazdu przed Żerkowem. Około 8%, 1,1 km i 54m w pionie. Średnia tam to około 10 km/h. Za nim już spokojnie. W 90% płaskie lub delikatnie pofałdowne odcinki. W okolicach 120 kilometra stwierdziłem, że mimo zapewnień Jana o spokojnej jeździe, w końcu też mu się udzieliła bakteria cyklozy, zwłaszcza jak dołączył chłopak na szosie. Odkleiłem się od nich i pojechałem swoim "przedziałem komfortu" czyli 15-8 km/h. W taki sposób dotarłem do pierwszego bufetu na 153 km. Zupka i drugie danie dodało sił i po godzince postoju dalej w drogę. Niestety GPS zakaszlał i trochę musiałem zwiedzić Koło zanim wjechałem na ślad. Jak już się odnalazłem to w ciszy i spokoju oraz pełnym słońcu wjechałem w województwo łódzkie na 182 km i obrałem kurs na Kutno. W okolicach 200 km dogoniłem niejakiego Andrzeja z Lublina, który stwierdził, że sam nie chce jechać i pojechaliśmy dalej we dwóch. W Kutnie dołączyli do nas Paweł ze Stęszewa i Robert z Gdyni i w takiej ekipie pojechaliśmy dalej. Po wyjeździe z Kutna na 232 km w miejscowości Franciszków otarliśmy się jednym kołem o granicę woj mazowieckiego i wzdłuż granicy z kuj-pom udaliśmy sie w kierunku Gniezna. 256 km i powrót do wielkopolskiego, po chwili Kłodawa i na pn-zach przez fragment kujawsko-pomorskiego do miejscowości Brdów, gzie czekała druga "micha". Od Kutna stan dróg to jakas masakra. Ja jako jedyny w grupie (i chyba ze wszystkich 500*tek) na mtb miałem dość a co mogli powiedziec szosowcy? Ale trzeba było jechać. Z racji tego, że już słońce dawno zaszło, przeoczyliśmy korytko i musieliśmy 8 km nadgonić. Po pożywnej gulaszowej, kawie i drożdżówce o godz 0:40 ruszyliśmy dalej. Droga prowadziła przez małe miejscowości, które o tej porze wyglądały na wymarłe. W okolicach 320 km Robert złapał gumę więc około 40 minut postoju i 10 min drzemki na schodach wiejskiego sklepu. Dalej w drogę w delikatnym deszczu, który do końca nie mógł sie zdecydować czy padać czy nie. Na 335 km Robert wjechał w dziurę co zaowocowało kolejnym kapciem i wymianą dętki w ciemnym lesie około 2:30 w nocy - klimatycznie. Deszcz stwierdził, że odpuszcza, niebo zaczęło sie przecierać, księżyc mieśmiało zerkać zza chmur i tak mijały kolejne kilometry aż do Lichenia gdzie po zaśnięciu Robert zaliczył glebę. Opuszczając Licheń już wstał dzień. Wcześniej w okolicach Boguszyc dało się zobaczyć oświetloną koparkę czerpakową z pobliskiej kopalni węgla w Kleczewie. Wrażenie niesamowite zwłaszcza w nocy. Wielkość większego bloku osiedlowego i wysokość 7 pięter albo i więcej. Kiedyś tam trzeba w dzień podjechać. Omijając Jezioro Licheńskie malowniczym wałem udaliśmy sie w kierunku Ślesina gdzie na horyzoncie majaczył maszt nadawczy o wysokości 320 m. Na żywo wrażenie robi. Na stacji na wylocie ze Ślesina kawa i śniadanko, nabranie sił i ruszamy. W tym momencie dołączył do nas wiatr, który już nas nie opuścił do końca podrózy czyli przez około 150 km. W drodze do Trzemeszna zatrzymaliśmy sie w miejscowości Orchowo (398 km) gdzie na spotkanie z nami przy markecie wyszła świnka
Swina odido
Spytała jak leci i sobie poszła a my pojechaliśmy na Trzemeszno. Po wjeździe okazało się, że część trasy prowadzi schodami a na ich szczycie wyjechali nam na spotkanie Przemo i Artur z Gniezna. Artur sie tylko przywitał, pogratulował i opuścił nas na stacji benzynowej bo do pracy a Przemo odprowadził nas do Gniezna. Tak minął kolejny, 440 km. Po opuszczeniu Gniezna mała przerwa w Owieczkach i przez Łubowo, znanymi terenami do Pobiedzisk przez Wierzyce mijając po drodze szwagrowski klub miłośników KMT w Imielnie. Z Pobiedzisk na Kostrzyn i ostatnie kilometry w kierunku Robakowa. Na miejsce wjechaliśmy całą czwórką około godziny 16:10. Gdyby wiatr był łaskawszy i towarzystwo bardziej ruchliwe to co najmniej 3 godziny byśmy byli wcześniej ale to tylko nauczka na przyszłość. Tak samo jak 10 litrów Sudokremu bo jednak 30 godzin w siodle to nikt bez otarć nie da rady.
Czas jazdy to 23h10m32s a czas całej wycieczki to 32h04m24s
Spalone kalorie: około 22500
Przewyższenia tylko 920m ale w płaskiej Wlkp to nic nadzwyczajnego
Wypiłem około 17 litrów płynów
Za rok kolejny KMT i kolejne 500. Ultramaratony to jest coś co robi na każdym wrażenie
Palcem po wielkim kawale mapy:
  • DST 502.00km
  • Czas 23:10
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 35.60km/h
  • Kalorie 22500kcal
  • Podjazdy 920m
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 czerwca 2017 Kategoria Grupowe

Niemcy zamiast Helu

Dawno temu padło hasło: Trzeba gdzieś pojechać i się napić. Wtedy też narodził się pomysł wycieczki rowerowej z Sopotu na Hel i z powrotem. Niestety, z różnych powodów plan ten nie został zrealizowany. Szybko musieliśmy znaleźć alternatywę i padło na Peenemunde. Start miał nastąpićw Międzyzdrojach i połowa trasy miała miec miejsce właśnie w Peenemunde. Czas pokazał, że nie do końca plany się realizują. Ale po kolei.
PLan zakładał wyjazd z Gniezna pociągiem Intercity do Miedzyzdrojów, tam rowerem w Niemcy i wieczorem powrót do Poznania i Gniezna.
Ustaliliśmy, że logistycznie lepiej będzie jak ja oraz K dojedziemy do P do Gniezna i z tamtąd wraz z A ruszymy nad morze.
Tak się stało i o 2:15 w nocy po przybyciu na peron okazało się, że pociąg ma już 40 min opóźnienia a w Poznaniu doszło kolejne 30 min. Dodatkowo mimo wykupienia 4 miejsc rowerowych dostępne były tylko 3 ale na to tez znaleźliśmy sposób.
Opóźnienie pociągu miało pewne plusy gdyż ominął nas deszcz w Miedzyzdrojach.
Jak już wysiedliśmy na peronie, ubraliśmy przeciwdeszczówki na resztki opadów i w świat. Po znalezieniu szlaku R10 skierowaliśmy się w kierunku Niemiec.
Gdy zabudowania pozostały za nami zrobiło sie cieplej i trzeba było się rozebrać gdzieś w lesie
Przebierka międzyzdroje
i dalej do Swinoujścia. Po wyjeździe z lasu minęliśmy gazoport
Gazoport
Gazoport 2
i skierowaliśmy swoje koła w kierunku przeprawy promowej przez Świnę
Prom selfie
W Świnoujściu postanowiliśmy coś przekąsić przed niemiecka granicą. Znalezienie czegokolwiek za mniej niż 30 pln za cheesburgera było trudne. Na szczęście na drodze równoległej do morza była budka a tam szaszłyki i kiełbasa oraz piwo.
Posilek międzyzdroje
Jak już najedliśmy się to pora przekroczyć granicę:
Granica z ludźmi
i na zachód. Wrażenia niesamowite jak na odcinku kilkuset metrów mogą występować aż tak różne warunki. Droga dla rowerów w Niemczech była równa, oddzielona od ruchu pieszych paskiem ziemii. Nikt nikomu nie przeszkadzał. Było kilka miejsc, gdzie należało zejść z roweru i wszyscy schodzili. Co chwila parkingi rowerowe i ujęcia wody i niesamowita cisza.
Ścieżka w Ahlbeck
I juz jak ochłonęliśmy z wrażeń dojechaliśmy do Ahlbeck i zatrzymaliśmy sie obok secesyjnego zegara
Zegar w ahlbeck
Po krótkim popasie ruszyliśmy dalej. Pogoda zaczęła nam sprzyjać, nie padało a wiatr nie dawał sie aż tak we znaki. W miejscowości Bansin promenada przeszła w uroczą leśną drogę i zaczęliśmy się wspinać na górę Langenberg.
Szutrówka
Jak sie trochę wypłaszczyło i las sie skończył jechaliśmy wzdłuż pól kampingowych. Dojechaliśmy do miejscowości Uckeritz i tam po ustaleniach i posilku obraliśmy kurs na Polskę. Wracając tż samą trasą zatrzymaliśmy sie żeby spojrzeć na morze z urwiska w Bansin
Cliff
Powrót do kraju przebiegł spokojnie. W Świnoujściu zaatakowaliśmy Biedronkę żeby zaopatrzyć sie w napoje i udaliśmy sie na prom.
Prom ze swinioujscia
Z promu do lasu obok Gazoportu i do Miedzyzdrojów. Tam stwierdziliśmy, że pora najwyższa na relaks na plaży. Przy wejściu na plażę znaleźliśmy fajny pub i chwilke tam zabawiliśmy
Plaza dziak plaza
Po sjeście na plaży pojechaliśmy w miasto, żeby coś przekąsić przed pociągiem i na peron. Tam szybkie przebranie i gotowi do podróży do Poznania/Gniezna
Peron w międzyzdrojach
Ja oraz K wysiedliśmy w Poznaniu i pojechaliśmy rowerami do domów. A i P do Gniezna.
Z racji łączonych wycieczek palcem po mapach:


  • DST 150.80km
  • Teren 60.00km
  • Czas 08:31
  • VAVG 17.71km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 czerwca 2017 Kategoria Grupowe

Szosowa kicha w górskiej oponie? - nie działa...

Po telefonicznej awizacji umówiłem sie ze Sławkiem i Tomkiem na wypad rowerowy. Wcześniej odstawiłem Młodego na trening i z troską przypiąłem Jego rower do trybuny na boisku. Na starcie wycieczki okazało się, że przyszedłem z nożem na strzelaninę gdyż tylko ja miałem tower mtb. Oni szosy. Trudno, jedziemy.
Szosoa, szpsa mtb
Przez Łowęcin, Sarbinowo, Górę, Kostrzyn, Gowarzewo i już prawie Swarzędz ale wtedy powietrze z koła postanowiło zostać za mną. 
Najpierw próba dopompowania a potem szatański pomysł, że skoro mozna wdmuchać 12 barów w dętke szosową to pewnie rozejdzie sie na tyle, że wypełni opone mtb. Nic bardziej mylnego, dętka powyginała sie w oponie i efekt żaden. Koledzy pojechali dalej a dla mnie to był koniec wycieczki. Pierwszy raz wyjechałem bez zapasowej detki. Z racji, że juz pora była odbioru młodego z treningu, zadzwoniłem do żony i Ona Go odebrała, przyjechali po mnie i pojechaliśmy po rower Młodego.
Okazało sie, że boisko zamkniete już na kłódke i nie można sie dostac do roweru. Szcześliwie jeden z trenerów był w okolicy i cofnął się, żeby uwolnić rower. Taka przygoda
Palcem po mapie:
  • DST 35.50km
  • Czas 01:25
  • VAVG 25.06km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 maja 2017 Kategoria Grupowe

Mini rajd po Puszczy Zielonce

Plan na wycieczkę narodził się jak zwykle spontanicznie dzień wcześniej. Rano pobudka, śniadanie i w drogę.
Ze Swarzędza autobusem z przyczepą rowerową (linia 471) do Owińsk i tam na własne koła.
Opis lini 471 pod linkiem
http://www.swarzedz.pl/index.php?id=49&no_cache=1&...
Z Owińsk przez przejazd kolejowy w kierunku Annowa
Owinska

i z Annowa w kierunku zachodnim na Miękowo
Za annowem
 Następnie odbicie na południe do ulicy Poznańskiej i mały popas na Dziewiczej Bazie
Popas na dziewiczej
Kolejnym przystankiem była stacja gazowa oraz pomnik ku pamieci pożaru Puszczy w 1992 roku. Także stare drzewo zostało zaszczycone uwiecznieniem na zdjęciu
Przy spalonym drzewie
Kolejno, czarnym szlakiem w kierunku traktu z Kicina do Mielna
Przed traktem
i traktem w kierunku Uroczyska Maruszka
Do mielna
tam krótki odpoczynek
Mielno parking
i do Mielna na autobus. Niestety, okazało się, że rozkład w necie i na przystankach nie pojrywają się więc musieliśmy o własnych siłach.
Z Mielna polną drogą do Wierzenicy 
Wierzenica
i fragmentem szlaku Cysterskiego do Kobylnicy, dalej Gruszczyn i Swarzędz

Tradycyjnie palcem po mapie:
  • DST 22.00km
  • Teren 19.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 11.19km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 maja 2017 Kategoria Grupowe

Puszcza Wpuszcza - trasa cysterska + dojazdy

Rajd z okazji cyklicznej imprezy organizowanej przez Związek Międzygminny Puszczy Zielonka o nazwie Puszcza Wpuszcza. W XIV edycji zostałem mianowany kierownikiem trasy Cysterskiej (jak się potem okazało - najliczniejszej), która wynosiła około 35 km. W oficjalny skład trasy wchodziły trzy punkty: źródełko na Malcie, pływalnia w Swarzędzu oraz boisko w miejscowości Zielonka jako meta.
Reszta trasy zalezała od kierownika. 
Lista startowa, którą dostałem na kilka dni przed startem wskazywała 71 nazwisk. plusem były roczniki zapisanych, gdyż dwie osoby tylko były nieletnie. Ze starszymi się całkiem inaczej jedzie, mimo że nie każdemu w smak, żeby gówniarz im mówił gdzie mają jechać.
Na mojej trasie tempo było lekko dyszące, więc nic nie słyszałem :-)
Wystartowaliśmy 8:40 w gronie 35 osób i skierowaliśmy swe koła ku swarzędzkiej pływalni. trasa wiodła południowym brzegiem Cybiny aż do przejazdu w Kobylimpolu. Potem obok młyna, przez stawy i za hutą szkła. Kolejno, przejściem pod trasą nr 92, Strzelecką i na baseny. Tam 20 minut postoju, dokoptowanie 4 osób i przez Strzelecką, scieżką po zachodniej stronie jeziora zdobyliśmy Gruszczyn. Lasem oraz nielegalnym przejściem przez tory (w asyście SOK-istów, ale na pogrożeniu palcem sie skończyło) dotarliśmy na lotnisko Ligowiec. Przez trasę Poznań - Gniezno przeprawiliśmy sie na wysokości Agromy i przez Janikowo do drogi szutrowej na Mechowo. Na wysokości Mechowa w lewo na Kicin i żeby nadgarstki odpoczęły, asfaltem do Traktu na skraju Puszczy Zielonki. Kawałek Traktem i na skrzyżowaniu dróg pod Mielnem, krótki popas. 
Maruszka

Miejsce to nosi nazwę Uroczysko Maruszka i wiąże sie z nim kilka ciekawych i tajemniczych legend. Zarys mozna znaleźć pod linkiem:
http://www.wielkopolska-country.pl/agroturystyka/i...
ale to bedzie temat na osobną wycieczkę z np młodzierzą moją.
Po posileniu ruszyliśmy dalej na Pławno i tam odbiliśmy na Zielonkę. Po drodze już sporo piachu ale widoki, klimat i aura Puszczy Zielonki, wynagradza wszystko.
Po dotarciu na miejsce rozdałem uczestnikom talony na posiłek oraz pamiątkowe znaczki i odmeldowałem sie do domu w poczuciu dobrze spełnionego zadania. W związku z tym, że do domu zawsze łatwiej sie jedzie to skorzystałem z tego i mając wiatr w olecy przez puszczę przeleciałem ze średnią prawie 30 km/h. Nigdy wcześnie czegoś takiego nie przeżyłem na wertepach ale warto było. Od Mielna przez Wierzonkę, Kobylnicę i Gruszczyn asfaltem wiec tam średnia 33-35 km/h nie była niczym nadzwyczajnym.
Palcem po mapie:
  • DST 63.80km
  • Teren 55.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 21.03km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 kwietnia 2017 Kategoria Grupowe

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Jak w tytule.
6 rano wyjazd z domu po kumpla do Gniezna. Zamiast krótszą, wybrałem lżejszą trasę przez Kostrzyn, Iwno i wzdłuż trasy S5
Trasa s5

Następnie Łubowo i odbicie na wioski okoliczne z powodu remontów i innych czarów na węźle drogowym.
Po kilku kilometrach Gniezno z 15 minutowym opóźnieniem. Wlotówka, potem w centrum obok Archikatedry
Archikatedra gnieźnieńska
i przez urokliwe, najeżone światłami skrzyżowania dotarłem na miejsce spotkania.
Po kilku uprzejmościach ruszyliśmy w dalszą drogę kierując się już w stronę celu naszej wyprawy, chyba.
W miejscowości Ganina mieliśmy okazję zaobserwować kilka stadek saren, jeden oddział nawet blisko
Ganińskie sarny
i pojechaliśmy dalej. Trochę lasem, trochę szutrem, asfaltem
Gdzieś w lesie
i doczłapaliśmy się do drogi nr 5 w okolicach Rogowa. Wjechaliśmy w miasto delektując się widokiem budzącego sie życia na ławkach w parczku.
Opuszczają miasto Zaurolandii ukazał sie kościół z ładną archtekturą
Dzwonnica gdzieś tam
Po stwierdzeniu, że git, pojechaliśmy dalej. Po kilku kilometrach drogowskaz Rzym 1.
Skręciliśmy i jedziemy, jedziemy i nagle Rzym!
Rowery pod rzymem
Okazało się, że oprócz tablicy Rzym, więcej ciekawych rzeczy w Rzymie nie ma.
W okolicy znajduje sie dąb "Chrobry" z 780 cm obwodu ale mało czasu było więc zostało mu darowane nasze patrzenie.
W poszukiwaniu miejsca gdzie możnaby zamienić papierek z Chrobrym na zieloną butelkę mijaliśmy wioskę za wioską i nic.
Gdzieś po drodze niechcący zmieniliśmy województwo:
Granica województwa kujawsko-pomorskiego
Niedziela i pora "kościołowa" dała nam sie we znaki. Wg planu mieliśmy sie rozstać w okolicach Łubowa. Jadąc już z zamysłem nie napicia sie wspólnie za pomyślność wyprawy, skierowaliśmy swe zdesperowane opony do Obory (taka miejscowość).
Szczęśliwie tajemnicza Ania ze Sklepu u Ani, nie odsypiała sobotnich baletów i sklep był otwarty. Nie spodziewałem sie, że tak będzie mi smakować piwo w samym środku Obory. 
Po pokrzepieniu sie ruszyliśmy dalej, każdy w swoją drogę. Kumpel do Gniezna a ja walcząc z wiatrem, do domu
Wycieczka z gatunku: Boli dupa ale było zajebiście
Palcem po mapie:

  • DST 153.10km
  • Teren 16.00km
  • Czas 06:50
  • VAVG 22.40km/h
  • Temperatura 11.1°C
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 marca 2017 Kategoria Grupowe

Trening młodego + las

Po raz pierwszy w tym roku wybraliśmy się z młodym na Jego trening rowerami. Po drodze obiecane lody.
Po odstawieniu piłkarza ruszyłem w lasy okalające Swarzędz od południa. Z Nowej Wsi na Borówki i odbijając w lewo w kierunku Tulec. 
Istotnym elementem było spotkanie dzika na skraju lasu. Plan miał wyglądać następująco:
-zobaczyć dzika
-wyjąć telefon
-zrobić zdjęcie
-spieprzać
Plan został zrealizowany w połowie, tzn pierwszy i ostatni punkt. Dzik miał ważniejsze sprawy na głowie bo po paru chwilach zniknął w lesie.
Powrót po młodego i do domu
Trening piłkarski oraz objazd lasów

Palcem po mapie:
p.s. trasa chyba przybrała kształt lamy, przypadkowo
  • DST 34.60km
  • Teren 19.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 14.62km/h
  • Sprzęt Maxim MS 3.6
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl